Pierwszego dnia wyprawy postanowiliśmy poeksperymentować z nocnymi zdjęciami.
Na drug dzień skorzystaliśmy z wycieczki objazdowej i odwiedziliśmy wąwóz, ścianę płaczu oraz poznaliśmy legendę psa.
Trzeciego dnia byliśmy na rynku bardzo wcześnie rano, żeby uniknąć zarówno palącego upału jak i mnóstwa turystów.
Na zakończenie wycieczki odwiedziliśmy najsłynniejszą (jeśli nie najstarszą) piekarnie w Kazimierzu celem zakupu tradycyjnych kogutów dla rodziców i czegoś uroczo słodkiego dla mojej siostrzyczki.
To był jeden z najcudowniejszych wyjazdów w tym roku i najbardziej magiczny od wielu lat. Może to zasługa klimatu miasta, może mojego nastawienia. A na pewno zasługa Łukasza, który ze stoickim spokojem znosił moje fanaberie nie tylko fotograficzne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz